Czy to pierścionek Kleopatry?

 

   12 sierpnia 30 roku p.n.e. Kleopatra sięgnęła do koszyka z figami, który potajemnie przyniosły jej służące. W koszyku była jadowita żmija. Królowa Egiptu od dawna chciała umrzeć. Oktawian August, który rok wcześniej pod Akcjum pokonał Kleopatrę i Marka Antoniusza, chciał, by królowa żyła i uświetniła jego triumf. Kleopatra miała z początku nadzieję, że uda się jej oczarować kolejnego rzymskiego wodza. Pierwszy był Cezar, z którym miała syna Cezariona, po nim Antoniusz. Liczyła, że Oktawian August będzie trzeci. Tym razem się nie udało. Kiedy flirtowała z Cezarem, miała 18 lat. Teraz była o 20 lat starsza - 38 lat to wówczas był niemal wiek emerytalny. A zresztą August był nieprzytomnie zakochany w swojej żonie Liwii. Nie zamierzał wdawać się w romans, ale zależało mu na żywej Kleopatrze, obwożonej w kajdanach po rzymskich ulicach. Usunął wszystkie ostre przedmioty z pałacu Kleopatry. Jego szpiedzy czuwali, gotowi udaremnić ucieczkę królowej lub próbę samobójczą. Gdy okazało się, że dumna królowa przechytrzyła go, wpadł we wściekłość. Kazał zabić jej dwoje dzieci ze związku z Antoniuszem. Zginął również Cezarion - jedyny syn Cezara, który miał rządzić imperium rzymskim.

Ziemia się trzęsie, pałace znikają

   AleksandriaAleksandria, wówczas licząca milion mieszkańców, znalazła się pod panowaniem rzymskim. Rzym był wprawdzie większy, ale to Aleksandrię obrali sobie za siedzibę filozofowie i pisarze. Tu była największa starożytna biblioteka i latarnia - jeden z siedmiu cudów starożytnego świata.

Zaczęło się od miasta założonego w 332 r. p.n.e. przez Aleksandra Wielkiego. Po jego śmierci Aleksandria została w 311 r. p.n.e. stolicą Egiptu rządzonego przez Ptolemeuszy (z tej dynastii wywodziła się Kleopatra). Pod rządami Rzymian miasto było już tylko stolicą prowincji. 21 lipca 365 r. n.e. trzęsienie ziemi prawie doszczętnie zniszczyło pałac królowej i zatopiło wyspę Antyrodos u wybrzeży Aleksandrii. Kolejne trzęsienie w roku 1308 na dobre pogrążyło w morzu resztki latarni i pałacu Kleopatry. U wybrzeży Aleksandrii, w zatoce, w XX wieku powstał port wojenny.

Wnuk żeglarza studiuje finanse i czyta Strabona

   Eric de Bisschop, dziadek Francka Goddio, był żeglarzem i wynalazcą katamaranu. Kariera Francka zapowiadała się zupełnie inaczej: skończył elitarną szkołę, studiował matematykę i finanse, został analitykiem finansowym, doradzał rządom Wietnamu, Laosu i Kambodży.

   W roku 1984, mając 35 lat, poznał francuskiego nurka Jacques'a Dumas, który marzył o wydobyciu "L'Orient" - flagowego okrętu floty Napoleona Bonaparte z czasu wyprawy egipskiej, zatopionego u ujścia Nilu w roku 1798. Jacques Dumas opowiedział Franckowi o zatopionej Aleksandrii. Naukowcy podejrzewali, że pałac Kleopatry znajdował się pod wodą, tuż obok bazy marynarki wojennej. Ale 15 lat temu obecność bazy przekreślała szanse na badania. Franck Goddio zaczął czytać Strabona: grecki podróżnik, który był w Aleksandrii kilka lat po śmierci Kleopatry, opisywał nie jeden, ale kilka pałaców. Jeden z nich miał się znajdować na zatopionej przez trzęsienie ziemi wyspie Antyrodos.

   Strabon opisał też Poseidium - półwysep nazwany tak od stojącej tu świątyni boga Posejdona. Na Poseidium stał dom zbudowany przez Marka Antoniusza. Antoniusz nazwał go Timonium - od filozofa Timona, znanego w starożytności odludka. Tak pewnie czuł się przegrany opuszczony przez przyjaciół Antoniusz. Prawdopodobnie w tym domu popełnił samobójstwo po klęsce pod Akcjum w 31 r. p.n.e. - rzucił się na miecz i skonał w ramionach Kleopatry. Po Poseidium również nie pozostał ślad.

San Diego to pestka

   W roku 1987 Franck Goddio znalazł sponsora poszukiwań starożytnychAleksandria wraków - fundację Hilti z Luksemburga - i ostatecznie zerwał z analizą finansową. Założył Europejski Instytut Archeologii Podwodnej.

   Już pierwszy odnaleziony przez niego statek okazał się międzynarodową sensacją - był to hiszpański galeon "San Diego", który zatonął z ładunkiem złota w roku 1600 w pobliżu Filipin. Poszukiwania zatopionej Aleksandrii stały się możliwe dzięki przypadkowi. W połowie lat osiemdziesiątych Goddio był w Egipcie z francuską delegacją rządową, a podczas kolacji siedział obok egipskiego ministra kultury. Opowiedział mu o pomyśle odnalezienia pałacu Kleopatry. Minister zapalił się do tego. Pod koniec kolacji Goddio miał już w kieszeni zgodę na badania.

   O ile znalezienie galeonu "San Diego" było dosyć łatwe (z hiszpańskich dokumentów można się było dowiedzieć, gdzie jest wrak, a problemem było tylko dostanie się do niego), z pałacem Kleopatry sprawa była trudniejsza. Wiadomo było, gdzie zacząć poszukiwania, ale tylko mniej więcej. Na tradycyjne badania zatoka była za duża - miała wielkość 500 boisk piłkarskich, a woda była tak zanieczyszczona, że nurkowie nie widzieli kolegów oddalonych o kilka metrów. Mogliby przejść tuż obok pałacu (zrujnowanego po trzęsieniach ziemi i setkach lat pod wodą) i nie zauważyć go. Musieliby nurkować całe lata, by przypadkiem na coś natrafić.

   Franck Goddio sięgnął do map. Było ich dużo, bo od XVI wieku uczeni usiłowali wytyczyć granice starej Aleksandrii. Większość map powstała na podstawie opisu Strabona. Najważniejsza powstała dopiero sto lat temu. Cesarz Francji Napoleon III zamierzał wydać książkę o Juliuszu Cezarze i jego kampanii afrykańskiej. W roku 1865 poprosił rząd egipski o plan starożytnej Aleksandrii. Egipcjanie wyznaczyli do wyrysowania mapy astronoma i inżyniera Mahmuda Beya. Bey podszedł poważnie do zadania: zbadał linię brzegową i zaczął nawet kopać rowy, by potwierdzić przebieg hellenistycznej zabudowy. W efekcie wyrysował najbardziej prawdopodobną mapę starożytnego miasta. Jego istnienie było jednak wciąż tylko hipotezą, dopóki w latach sześćdziesiątych XX wieku egipscy nurkowie nie natknęli się w wodach zatoki na ośmiometrowy posąg ptolemejskiej królowej. Innych posągów nie udało się odkryć. Naukowcy sądzili, że trafili na pałac, ale strzał był niecelny. Dopiero badania Goddio udowodniły, że posąg znalazł się tam całkowicie przypadkowo - w tym miejscu nie było pałacu.

Za najdalszym horyzontem

   W roku 1994 do Zatoki Aleksandryjskiej wpłynął po raz pierwszy "Kaimiloa" - statek zbudowany specjalnie dla ekspedycji Francka Goddio. "Kaimiloa" (po hawajsku "za najdalszym horyzontem") był nafaszerowany elektroniką.

   Urządzenie do rezonansu magnetycznego miało pokazać dno zatoki i wykryć wszystko, co mogło być wykonane przez człowieka - odróżnić rafy od kolumn. Rezonans magnetyczny okazał się jednak mało przydatny, bo odgłosy miasta (samochody jeździły ruchliwą szosą kilkadziesiąt metrów od miejsca badań) zniekształcały pomiary. Na szczęście "Kaimiloa" był wyposażony w sonary wysyłające fale dźwiękowe. Dzięki rezonansowi i sonarom powstawał trójwymiarowy obraz dna zatoki. Z tych danych, przetworzonych przez komputery kilku uniwersytetów, powstała pierwsza, jeszcze niedoskonała, mapa zatoki. Można było wysnuć z niej tylko jeden wniosek - pod powierzchnią coś było. Ale czy była to zatopiona Aleksandria, czy po prostu skały?

   W roku 1996 Goddio znowu był w zatoce. Tym razem na pokładzie "Oceaneksa" - statku bazy dla nurków i archeologów.

   Na pierwszy ogień poszło to, co na komputerowej mapie najbardziej przypominało kształtem wyspę Antyrodos, opisaną przez Strabona. Ale nurkowie znaleźli w tym miejscu tylko zwyczajną podwodną rafę.

Wiąz z Grecji. a sosna z Libanu

   Franck Goddio przeniósł badania nieco dalej. Już po kilku dniach nurkowie trafili na amforę, kamienie-którymi obłożone było starożytne nabrzeże, i dwie rzeczy, których nikt się nie spodziewał: szczątki brytyjskiego bombowca z czasów drugiej wojny i resztki drewnianego pomostu, którego wiek ustalono na 400 r. p.n.e. - a więc na długo przed założeniem Aleksandrii przez Aleksandra Wielkiego.

   - To prawdziwa sensacja - twierdzi Zsolt Kiss, profesor z Zakładu Archeologii Śródziemnomorskiej PAN. - Co więcej, okazało się, że deski pochodzą z sosny, która nie rośnie w Egipcie. Drewno mogło być sprowadzone z Libanu. Zaś pale wykonano z wiązu, który rośnie w Grecji, więc również musiały być importowane. Po raz pierwszy znaleziono dowód, że grecka Aleksandria istniała już przed Aleksandrem, czyli Aleksander nie założył miasta, ale po prostu rozbudował istniejącą osadę i nadał jej swoje imię.

   Gdy nurkowie trafili na sfinksa, Franck Goddio poprosił Zsolta Kissa, uchodzącego za najlepszego specjalistę od rzeźby egipskiej i hellenistycznej, o dołączenie do ekipy.

   W roku 1996 nurkowie schodzili pod wodę 3550 razy. Znaleźli rzeźby, inskrypcje, amfory, i... pierścionek (w filmie nakręconym przez stację Discovery - sponsora badań - autorzy zastanawiali się, czy ten właśnie pierścionek nosiła Kleopatra).

   Bez wynurzania się zaznaczali miejsce znaleziska na mapie, używając specjalnego papieru do rysowania pod wodą. Potem do precyzyjnego lokalizowania obiektów używano systemu nawigacji satelitarnej GPS (odbiorniki specjalnie zmodyfikowano dla potrzeb badań w brudnej zatoce). Goddio próbował ustalić miejsce, gdzie stało Timonium - pustelnia Marka Antoniusza, z której prawdopodobnie Antoniusz widział pałac Kleopatry. Szukał według mapy Mahmuda Beya i opisu Strabona. Ale tam, gdzie powinno być Timonium, nie było nic. Goddio doszedł do wniosku, że Bey w złym miejscu narysował Antyrodos na swojej mapie.

   - Sytuacja się skomplikowała - opowiada Zsolt Kiss. - Tam, gdzie powinno być Timonium, była wyspa, tam gdzie miała być wyspa - był przylądek. Całe podwodne zamieszanie wzięło się prawdopodobnie z nieprecyzyjnego opisu Strabona.

Szklanymi korytarzami między kolumnami

   AleksandriaDopiero przesunięcie badań o kilkaset metrów w bok pozwoliło odkryć powaloną kolumnadę. A potem trzy starożytne nabrzeża. Budowle prawdopodobnie pochodziły z III w. p.n.e. Inskrypcje potwierdziły, że zwalone konstrukcje mogą być pałacem Kleopatry. A może było to Timonium Antoniusza?

- Podwodna konstrukcja mogła być pałacem, ale tego nie wiemy na pewno - mówi prof. Kiss. - Dwa sfinksy i posąg kapłana prawdopodobnie należały do zespołu świątynnego. Z pewnością to była dzielnica królewska. Ale jeszcze za wcześnie na wyciąganie wniosków.

   Nurkowie znaleźli w sumie 12 rzeźb. Najciekawsze okazały się stojące obok siebie dwa sfinksy. - Jeden to prawdopodobnie portret ojca Kleopatry, Ptolemeusza XII - twierdzi prof. Kiss. - Na dnie była też głowa faraona wysokości około 70 cm, cały posąg miał zapewne cztery - pięć metrów. Sposób, w jaki rzeźbiarz oddał włosy, wskazuje, że mógł to być portret Oktawiana Augusta.

   Żeby uzyskać kopie napisów, pokrywano je pod wodą syntetycznym materiałem - tergalem - i wypełniano rodzajem silikonu. W rezultacie powstawał odcisk reliefu. Francuski artysta Georges Brocot czuwał zaś nad odlewaniem z silikonu całych rzeźb. Silikonowe kopie stanęły w siedzibie fundacji Hilti finansującej badania, a oryginały spuszczono z powrotem do morza. Nikt nie miał pomysłu, co z nimi zrobić.

Nie wiadomo, jaki los spotka zaginione miasto.

   - Teoretycznie rzeźby można wydobyć i zakonserwować - uważa prof. Zsolt Kiss. - Ale co potem z nimi zrobić. Wstawić do magazynu? Być może kiedyś powstanie podwodne muzeum. Franckowi Goddio marzą się szklane korytarze, którymi pod wodą wędrowaliby turyści. - Wymyślili to Egipcjanie, ale nie wiedzieli, kto mógłby dać na to pieniądze - mówi Zsolt Kiss. - A potrzeba olbrzymich pieniędzy.

   A gdyby się okazało, że to jednak pałac Kleopatry? Trzeba by wtedy zinwentaryzować wszystkie leżące na dnie morza odłamki: dziesiątki tysięcy kamieni, odłamków kolumn. Może coś dałoby się z tego ułożyć?

 

Źródło:

 TEKST LESZEK K. TALKO  ZDJĘCIA CHRISTOPH GERIGK Magazyn Gazety Wyborczej NR 49 (353) 9 XII 1999

.:|| Kontakt || Pytania || Mapa strony || Index || Reklama  ||:.

 
Wszystkie prawa zastrzeżone. AMRA.INFO